Najdroższe zdjęcie
Są takie zdjęcia, których raczej nie będziemy wkładać do albumów rodzinnych. Przychodzą one do nas pocztą, a nadawcą jest nie kto inny jak policja. Czy jest jednak szansa, że uda nam się uniknąć kary?
O tym jak łatwo jest się zapomnieć na pustej dwupasmówce wie chyba każdy kierowca. Niestety o tym, że jakiś czas temu stał nieodwołany znak ograniczenia prędkości do 40 km/h przypomina nam tylko błysk. Klamka zapadła. A może jednak niekoniecznie.
Jeśli piękna pocztówka z naszym wizerunkiem dotrze do nas po roku czasu mamy prawo odmówić przyjęcia mandatu. Chyba że municypalni wszczęli w tym czasie postępowanie. Wówczas mandat ulega przedawnieniu po dwóch latach.
W trudnej sytuacji może pomóc inny kierowca, który również został uwieczniony na zdjęciu. Jeśli na przykład jest to nowy, sportowy samochód, a my pędziliśmy autem marki Tico zawsze możemy się odwołać, że to nie my swoją prędkością wyzwoliliśmy flesz fotoradaru. Możemy również poddać pod wątpliwość prawidłowe działanie fotoradaru. Musi on mieć specjalną homologację, że na przykład nie fałszuje odczytów przy bardzo niskiej temperaturze.
A co jeśli nasze auto prowadził ktoś inny? W zależności od siły więzi między pożyczającym, a właścicielem pojazdu możliwości są dwie. Albo wskażemy kto prowadził samochód, albo zapłacimy mandat, nie dostaniemy punktów karnych ale odpowiemy za niewskazanie sprawcy. Warto o tym pamiętać, bo to najdroższe zdjęcie zapłacimy nawet 500 złotych.
 |
